Lato oddycha pełną piersią, ubrane we wszystkie kolory i smaki jakie można sobie wyobrazić. Biorę na tapetę zielony, kolor oddechu, chlorofilu, świeżości i…Wątroby.

Soczyście zielony bób tłoczy się w strączkach, karczochy różnej odmiany obserwują świat z kartonowych pudeł, fasolka cukrowa przytula się do siebie jak para kochanków, papierówki poruszają ślinianki, tajska bazylia przyciąga swoim anyżkowym zapachem a agrest? Jak go opisać, żeby oddać jego kuszące piękno i złożony smak?

Zostawię, na każdego działa coś innego.

Z zielonego biorę bób, bazylię i agrest. Mam jeszcze czarną porzeczkę, chyba najlepszą z porzeczkowego klanu i kurki zebrane przez mojego Tatę. Na tę pogodę bombowy zestaw. Lubię orzeźwiać cięższe smaki owocami, szczególnie tymi lekko kwaśnymi w połączeniu z ostrzejszą bazylią. Najadłam się i szczęśliwie oddaliłam do swoich obowiązków.

Kwaśny smak owoców jest nawilżający, idealnie to zaplanowała natura. Czym cieplej tym więcej kwaskowych owoców. Bosko!

składniki na 1 osobę:

łyżka masła klarowanego lub oleju
duży ząbek czosnku
świeżo mielony czarny pieprz
szczypta owoców kolendry
szczypta różowej soli
garść kurek
szklanka ugotowanego bobu (ze szczyptą kuminu i kawałkiem wodorostu)
agrest około 6 sztuk
niewielka kiść czarnej porzeczki
opcjonalnie kilka odrobinę utartej skórki z limonki

Bób gotuję z dodatkiem kuminu i kawałka wodorostu, dość krótko żeby się nie rozpadał.
Odstawiam do przestygnięcia i obieram ze skóry.

Czosnek gniotę, szatkuję i pozwalam mu pooddychać. Kurki myję i oczyszczam. Masło rozgrzewam na patelni, wrzucam czosnek, przyprawy i podsmażam delikatnie. Dodaję umyte kurki i duszę przez kilka minut, uważając żeby ich nie rozgotować. Kurki są dobre lekko chrupiące, więc trzeba kontrolować sytuację.
Teraz dokładam bób na kilka chwil, delikatnie mieszając. Zdejmuję patelnię z ognie, dodaję owoce, ewentualnie utartą skórkę limonki i serwuję posypane świeżą, tajską bazylią.

Dobre jedynie na świeżo. Zdecydowanie mój smak!