Do chleba

Pate z fasoli, czyli delikatny pasztet z tymiankiem.

Kwiecień jest naprawdę specjalny. Stał się dla mnie taki sześć lat temu, dokładnie o godzinie 11:15 03 kwietnia kiedy mój syn złapał swój pierwszy oddech. Powietrze spenetrowało jego układ oddechowy uruchamiając tym samym trawienie i moją dozgonną miłość do tego ponad trzy kilogramowego blond bóstwa. Jest prawdą, że czym dłużej oddychamy tym samym powietrzem tym większe uczucie nas łączy. Jestem całkowicie pewna, że dzieci wybierają sobie rodziców, dokładnie takich przy których dane im będzie doświadczyć wszystkiego czego potrzebują. Nie ma przypadków, to z góry ukartowana sytuacja.

Rodzicom też dostaje się taka sztuka, na którą są gotowi, taka dzięki której będą mieli szansę rozwinąć się i wzrosnąć. Dzieci przychodzą na świat z doświadczeniem poprzednich pokoleń, otwierają oczy i widzą więcej niż nam się wydaje. Mieszka w nich mądrość, miłość i zgoda na świat. Instynktownie wybierają, chłoną, eksplorują, smakują świat i nas – dorosłych. Jeśli komuś będzie dane zaprosić do swojego życia małego gościa, niech czerpie z tego doświadczenia garściami, bez opamiętania.

Pomimo bólu, zmęczenia i ciągłej zmiany to najpiękniejsze doświadczenie w życiu….zaraz potem plasuje się dziki galop po lesie, śpiew ptaków, zapach skóry w słońcu, dojrzałe mango, spokój, łażenie na bosaka w lecie, trufle, pocałunki czy kwaśniejsze śliwki.  Absolutnie nie chcę powiedzieć, że to bułka z masłem, a raczej że bywa paszteciarsko i trudno.  Na szczęście pasztet jest delikatny z dodatkiem śliwki – co dzięki uprzejmości stwórcy, ratuje sytuację.

Nie wiem jak dla Was, ale dla mnie świat zmienił się nie do poznania po 03 kwietnia. Natura to świetnie wymyśliła, przygotowała podłoże  i zadbała o to, żebym znalazła wyjście z każdej sytuacji. Co ciekawe, to co kiedyś zdawało się być ważne, samoistnie abdykuje ustępując miejsca ważniejszemu. Bez żalu, po cichu usuwa się w cień. Nigdy bym nie pomyślała, właściwie nawet nie zauważyłam, samo się stało. To piękne, wprost mistrzostwo świata.

Przyznam się jeszcze, że każde urodziny Misiowego traktuję po części jak swoje. W końcu miałam w sytuację swój spory wkład, a życie dzieli się już od tej pory na przed i po. Trochę się rozpisałam, zatem do rzeczy, jak pasztet to pasztet – delikatny a za razem zdecydowany. Trzeba tylko spróbować z dodatkiem świeżego tymianku i smakiem wędzonej śliwki …zmienia wszystko.

 

mis_1

 

Wybrałam fasolę „jaś”, ze względu na jej podobieństwo do Nerek. Zwyczajnie w myśl starej zasady podobne wzmaga podobne. To w Nerkach mieszka nasza esencja, wbudowana bateria, energia życiowa czy jak kto woli nasze zasoby zupełnie jak na koncie oszczędnościowym w banku. Im lepiej o nie dbamy tym zdrowiej i przyjemniej nam się żyje. Zatem do dzieła!

 

Będzie potrzebna:

0,5 kg fasoli jaś

szczypta wodorostów drobnych (np. nori)

1 lub dwie śliwki wędzone

1 i 3/4 szklanki oleju słonecznikowego (eko do wysokich temperatur)

łyżka masła ghee (klarowane) lub oleju

3 łyżki odwaru z siemienia lnianego

łyżka czosnku niedźwiedziego

1 duża cebula

czerwony pieprz 1/2 łyżeczki w ziarnach

szczypta sabzi masala lub chili

1/2 łyżeczki wędzonej soli

szczypta czarnej soli (opcjonalnie)

kilka listków natki pietruszki

świeży tymianek duża szczypta lub po prostu łyżka drobnych listków

 

 

Fasolę zalewam wodą w proporcji 1:3 i zostawiam na noc. Rano wodę odlewam, porządnie płuczę fasolę na sicie i wrzucam do garnka.  Dodaję wodorosty, zalewam wodą i gotuję do miękkości. Ciężko mi podać czas, wszystko zależy od fasoli. Tą zostawiłam na ogniu na 40 minut.

Przygotowuję sobie odwar z siemienia lnianego, czyli gotuję 2 łyżki siemienia w dwóch szklankach wody i odcedzam pestki. Całość przelewam do wyparzonego słoika i przechowuję w lodówce (maksymalnie 1 tydzień).

Cebulę obieram i szatkuję. Rozgrzewam na patelni masło ghee, wrzucam cebulę i wędzoną sól, podsmażam wszystko na zdecydowanie złoty kolor.

Ugotowaną fasolę odlewam zostawiając trochę wody na dnie. Najlepiej wodę odlać do miski lub dużego kubka, tak żeby można było ją ewentualnie wykorzystać.

Do fasoli dodaję czerwony pieprz, sabzi masala lub po prostu chili, czosnek niedźwiedzi, szczyptę czarnej soli, natkę pietruszki, tymianek, wędzoną śliwkę, podsmażoną cebulę i miksuję blenderem na jednolitą masę. Następnie dodaję olej, odwar z siemienia i na niższych obrotach mieszam. Masa powinna być delikatna i lekko tłusta.

Smaruję większą keksówkę olejem, można posypać mąką np. amarantusową, wykładam masę, wyrównuję, smaruję po wierzchu olejem – tu też można posypać odrobinę mąką i piekę w rozgrzanym na 180 stopni piekarniku przez 40 minut,

Pasztet wyrośnie więc nie nakładajcie po same brzegi. Będzie gotowy jeśli się pięknie zarumieni z wierzchu.

Serwuję zazwyczaj z domową ćwikłą lub musztardą owocową (przepis tu) i gałązką świeżego tymianku.

 

pasztet_1

 

 

 

 

 

0