Boże Narodzenie

Pomysł na dobry prezent!

Ten prezentownik, na te przedziwne i pełne sprzeczności czasy, jest nieśmiałą próbą pokazania, że DOBRY prezent jest jak iskra miłości, którą z uśmiechem dzielimy się pomiędzy sobą. Niczym więcej, tylko maleńką iskierką normalności, zwykłej codzienności i zaangażowania, a już najlepiej to bliskości, której nam przez ten rok chyba najbardziej brakowało.

Ta iskra nie ma ceny ani konkretnej formy. Może być pokaźnych rozmiarów albo całkiem maleńkich, zdarza się, że znajdzie się ją w słoiku, w delikatnej fiolce albo pachnącą czy fruwającą w powietrzu. Może być spisana na miękkiej kartce, zawinięta w len albo w szeroki i serdeczny uśmiech. Może też być obietnicą fantastycznej przygody czy słodkich uniesień…i uwierz mi proszę na słowo, że czasami wystarczy zapakować w szeleszczący papier, coś, na co od dawna brakowało czasu lub sposobności. To dlatego właśnie listy do Mikołaja powinny zostać spisane i wysłane w odpowiednie ręce, jak dobre zaklęcie.

Najlepszy prezent, to taki, na który się czeka.

Piękne jest to, że tak się wszyscy od siebie różnimy, mamy inne pasje, smaki, wspomnienia i pożądliwości…i niech tak zostanie, dzięki temu świat jest wciąż ciekawym miejscem. Dla jednego upragnione, dla drugiego może oznaczać zbędne – a nie ma nic gorszego od niechcianych lub nietrafionych prezentów zapełniających szuflady, serca i kąty. Wystarczy zapytać i wybrać z propozycji tę, która i nam w sercu zapoczątkuje wielką radość.

Prezent, to nic innego, jak dobro, które się mnoży, kiedy się je dzieli.

Prezentem może być rzecz albo doświadczenie, do zrealizowania na już lub nawet za jakiś czas – bo na dobre sprawy, można i warto dłużej poczekać. Obietnicę spełnienia wystarczy umieścić na bileciku, co pozwoli obdarowanemu mieć wpływ na czas i miejsce jej zaspokojenia, ale też na przykład kolor, rozmiar, smak czy zapach. Ten bilecik może być o tyle czarowny, że zmieści nawet kilka drobnych, ale za to dobrze przemyślanych pragnień.

Dobre rzeczy potrzebują czasu.

Zupełnie jak kiszonki, dobre miody, ręcznie robione buty, biżuteria czy książki – w których, przy każdym niemal dotyku czy przeczytanym słowie, smakuje się duszy tego, kto przy nich pracował z zaangażowaniem. To właśnie tam, pomiędzy słowami i oddechami, pomiędzy kolejnymi elementami zamieszkała magia, którą wyczuwa się, biorąc do ręki przedmioty wykonanie z miłością – a na to, żeby tą miłość w nie powkładać potrzeba czasu. Jak zawsze to nie ilość, tylko jakość ma w tym względzie największe znaczenie.

No i wiadomo, NIC na świecie nie przebije poświęconego innym czasu, ogromu miłości, którą się dzielimy i zaangażowania, więc w pierwszej kolejności spróbuj napisać na bileciku wszystkie wdzięczności. Podziękuj za drobiazgi i codzienności, bo może to, co dla Ciebie oczywiste, drugiej osobie może sprawić prawdziwą radość…i przyjemność. To z tych drobnych gestów wdzięczności, zbudowane jest ludzkie szczęście i miłość.

Co chciał(a)byś/ dostać „pod choinkę”?

Ja, najbardziej na świecie chciałabym dostać duuużo normalności i świętego, pysznego spokoju, szczerości i serdeczności koniecznie,…a zaraz po tym przydają mi się same zwykłe ale niezwykłe sprawy.

Wiadomo, wszystko co można zjeść albo wypić to ekstra pomysł!

Na przykład dobre kiszonki i inne podniebienne rozkosze, jak boski chleb z podwójnie kiszonym ziemniakiem, pyszne kimchi z wędzoną papryką, ukiszone z sercem pomidory, bezczelnie ostra musztarda, lemoniada z kiszonych cytryn i co tam tylko oczy wypatrzą u Baron the Family. Czego byście nie zamówili, sprawi z pewnością frajdę, że o zdrowiu i przyjemności nie wspomnę.

Pyszne i z holistycznym zacięciem produkty kupisz w sklepie Światło, polecam pastę do zrobienia złotego mleka, ketchup z buraka BBQ albo kimchi z nasturcją. Są jeszcze żywe octy, ten z rokitnika albo głogu brzmi i smakuje cudownie. Żywe kultury bakterii, to czyste dobro, szczególnie w sezonie jesienno zimowym wręcz opiekują się nami z miłością!

Ponieważ od lat jestem fanką Matchalatte, i wszystkiego co się z nią wiąże, od ręcznie robionej ceramiki, po bambusowe chaseny wykonywane ręcznie z jednego tylko kawałeczka bambusa – ucieszyłabym się jak nie wiem co, z całego, pięknego i minimalistycznego zestawu do tego rytuału. Każdy ruch i element jest tu niezbędny, jest oddech, spokój i kiedy trzeba energia przenoszona na chasen. Jest słodycz roślinnego mleka i lekka gorycz zielonej herbaty, ukołysanej w rodzimej ceramice. Pije się ją też z namaszczeniem, powoli, delektując się każdym łykiem. Jestem wierna Moya Matcha, Tobie też polecam.

Jeśli jesteś niepoprawnym łasuchem, zupełnie jak ja, to zajrzyj do Pasieki Rodziny Sadowskich, po miody, które wyjada się łyżką prosto ze słoika. Oczywiście mają też inne zastosowania, tylko czasem ciężko się oprzeć i zamiast wysmarować grubaśnie świeżo usmażonego naleśnika, miód z łyżeczki trafia bezpośrednio…do spragnionych słodyczy ust. Szczególnie w TE, kobiece dni, miód z orzechami i kakao znika szybciej, niż bym sobie tego życzyła. Z okazji świąt, można kupić piękny prezentowy zestaw, z czterema różnymi miodami, żeby odkryć z uśmiechem, którego chce się mieć u siebie najwięcej. U mnie porzeczka i kakao zdecydowanie rządzą ale jeśli lubisz wytrawniejsze opcje – czosnek z imbirem albo kurkuma z pieprzem mogą Cię zauroczyć.

Można też pożreć dobrą książkę, niezmiennie polecam swoje i cudze, które mnie zachwyciły przepiękną estetyką i wzruszającą treścią. Na przykład Palestyna wydana przez Filo sprawiła, że znowu zaczęło mi się chcieć pisać i fotografować do swojej kolejnej książki, a od ponad dwóch lat NIC nie popchnęło mnie do tej cudownej ale wyczerpującej jak cholera pracy. I nie chodzi o pomysły, o nie, tych mam pod powiekami całe mnóstwo, i dzięki Palestynie postanowiłam ich wysłuchać, a nawet zacząć realizować! Nie ma wątpliwości, że to jest książka, którą pożera się wzrokiem, pomimo, że są w niej propozycje z mięsa, którego od dwudziestu lat nie jem.

Na liście, szczególnie wrażliwych, kobiecych serc nie może zabraknąć Rupi Kaur wydanej w Polsce przez Wydawnictwo Otwarte, bez względu na to, którą z jej trzech książek zdobędziecie jako pierwszą. Poruszająca, dobitna o niesamowicie plastycznym języku, pobudza wszystkie emocje pochowane w ciele i pozwala im wypłynąć, przeciekając je bezczelnie przez oczy. Jednym słowem uwielbiam!

I lektura obowiązkowa dla wszystkich, którzy chcieliby uprawiać rośliny w sposób naturalny, bez względu na wielkość ogrodu i zaawansowanie, polecam książkę przecudownej osoby, którą miałam przyjemność poznać na swoich warsztatach, a nawet piłam kawę w jej probiotycznym ogrodzie. Klaudia Sidorowicz napisała i samodzielnie wydała książkę Ogród Probiotyczny, na ekologicznym papierze. Jestem pod wrażeniem jej podejścia, dbałości o naturę i życia zgodnie z ideą #fromgardentoplate i #fromplatetogarden.

Naturę pokochała też Natalia z Natuli, i dzięki tej miłości powstają lniane, bardzo kobiece sukienki, w których to znowu ja zakochałam się bez opamiętania. Pierwszą natulową sukienkę założyłam na siebie w lecie i była w kolorze mojej skóry, czyli jasny nude z domieszką przepysznej moreli, i miałam wrażenie, że została stworzona właśnie dla mnie. Koniecznie zobaczcie starannie przygotowane zestawy prezentowe, w kooperacji z lokalnymi wytwórcami – są świece z pszczelego wosku, herbatki i ceramiczne, przesłodkie podstawki. Polecam sukienkę lub koszulę w kolorze czerwonego wina, muślinową jak mgła białą koszulę albo mięciutką flanelową piżamę, w której przepysznie śpi się w Natulowej, lnianej pościeli.

Do zestawu wręcz pchają się w ręce, wykonane tradycyjnie, pantofle do których wzdychałam przez kilka ładnych miesięcy, i nie zawiodłam się, kiedy je wreszcie mogłam założyć. Miummash to jedne z piękniejszych i wygodniejszych butów jakie miałam na nogach. Są idealne, jakby ktoś ukradkiem, w ciemną noc, wymierzył moje stopy, przy okazji słuchając uważnie co mają mu do powiedzenia. Mistrzostwo świata! Jedyną ich „wadą” dla wegetarianki, jest to, że są skórzane…to dlatego moja decyzja musiała być przemyślana, i BYŁA.

Moje codzienne zachwyty wiążą się zdecydowanie z miłością, którą daję sobie sama, dopieszczając swoje ciało i kobiece zmysły. Z miłością wsmarowuję naturalne, solidnie nawilżające moją skórę kosmetyki wymieniając ulubione zestawy, żeby nie rozleniwić zbytnio ciała, przyzwyczajając je do tych samych elementów. Dostosowuję tym samym pielęgnację do tego, co za oknem i do tego, co w środku – idąc w zgodzie z własnym rytmem. Pokochałam Nature’s DNA Alkemie, stosuję je tuż po mgiełce i Neroli Shake Iossi, na przemian z jabłkowym kremem Bedazzled Phenome, super odżywczym Rich i tym z kawałkami złota Pure Gold od HappyMore. Moja skóra potrzebuje solidnego nawilżenia, zapewne z racji wieku, jak i mojej osobistej natury.

Za to w kieszeni i w torebce noszę pachnące latem, piękne pomadki Orientany. Jedna jest cukrowym scrubem a druga kokosowym nawilżeniem. Przyjemność sprawia mi już samo patrzenie, dotykanie, wąchanie i używanie ich zdecydowanie przynosi rozkosz, szczególnie w te szaro-bure dni. Nie byłam przekonana do scrubu na usta, i proszę, pożarłam ten od Orientany już właściwie cały.

Jako że jestem kobietą, nie mogło zabraknąć i ulubionej biżuterii którą noszę właściwie każdego dnia, bez względu na okazję. Lubię zobaczyć kolor albo błysk światła odbity w kolczyku, wisiorku na szyi, bransoletce czy pierścionku. Nawet do konno jeżdżę w biżuterii, po prostu wierzę, że dodaje mi blasku i zdecydowanie dobrej energii. Ostatnio polubiłam się z kolczykami od polskiej projektantki Mokave , to prosta w formie biżuteria przypominająca mi swoimi perłami, kolczyki mojej Babci, wymieszane stylem z indyjskim młotkowaniem miedzi. O swojej dozgonnej miłości do Kasi z Elf Joy pisałam już kilka razy, ale przypomnę się, bo Kasia o kamieniach i magii w nich zaklętej wie wszystko. Wiadomo, są kamienie droższe i tańsze, większe i całkiem malutkie, ale na wyrafinowanie w połączeniu i oprawie możecie u Kasi liczyć. Te dwie bransoletki powstały na specjalne zamówienie i nosimy je z mężem każdego dnia. Są oczywiście i drobniejsze szczęśliwości, jak na przykład malinowe, delikatne kolczyki, które rozświetlą i pokolorują każdy z nadchodzących dni. Przyznaję, że chodzę w nich nawet do dresowej bluzy, a one tańczą swoją soczystością jak słodkie krople lata zawieszone na uchu. Na zdjęciu znajdziecie jeszcze kolczyki od Oplotka, były któregoś dnia niezłą niespodzianką!

Na koniec, albo właściwie na początek polecam nieograniczony, superszybki dostęp do świata online czyli GIGA internet w UPC, dzięki któremu bez przeszkód będziemy pracować i uczyć się w domowym zaciszu. Można zamówić taką usługę dla siebie, albo podarować ją w prezencie, opłacając rachunek z góry za kilka miesięcy, w zależności od budżetu którym dysponujemy. Teraz internety rządzą przecież światem, dzięki dostępowi do sieci czytasz teraz moje tłuściutkie literki poukładane przyjaźnie w słowa i wypatrujesz piękna w zdjęciach, które dzięki temu GIGA łobuzowi wrzucam do sieci jednym kliknięciem…aż mi grzywkę rozwiewa!

W internetach można wyszukać fajne i rozwijające warsztaty, na przykład warsztaty tkania prowadzone przez Czułe Tkanki, albo moje, kobiece w równonoc wiosenną czyli od 19-21.03 w pięknych okolicznościach przyrody, bo w sercu gór czyli w NoNameLuxury Hotel&Spa – można się już właściwie zapisywać!

p.s byłabym zapomniała, że moją pasją jest okadzanie. Tak wiem, jak to brzmi, lekko zabobonnie ale w moim przypadku jest to czynność którą powtarzam kilka razy dziennie, bez względy na miejsce w którym jestem. Można okadzać kadzidłami, palo santo i ziołami, a w razie czego naturalna świeca też załatwi sprawę. Okadzacze i piękne podstawki znajdziecie w Purnama Rituals albo w Paititi Holistic, a tę cudną świecę w MOA Home Stories ze złotą pokryweczką do wykorzystania na ulubione precjoza, i nie, nie zdradzę, które zapachy lubię najbardziej, bo mi je wszystkie wykupicie!

2

Skomentuj Maia Sobczak Anuluj odpowiedź

  1. Aga

    Bardzo cenię Pani podejście do życia i przepisy, ale te propozycje prezentów to na lepsze czasy są, wszystkie wartościowe, piękne, ale drogie niestety. Pozdrawiam serdecznie, Agnieszka.

    1. Maia Sobczak autorka

      Dziękuję i rozumiem jak najbardziej. Wyznaję zasadę kupowania tylko tych rzeczy, które sprawiają mi prawdziwą frajdę – bez zachwytu z mojej strony nie ma zakupów. Zdarza mi się oglądać lub przymierzać daną rzecz po kilka razy zanim się zdecyduję, a w prezentowniku są rzeczy właściwie od 20 pln i nawet te najmniej kosztowne, są warte zauważenia. Wiadomo, wszystko zależey od możliwości i sytuacji…a moje osobiste listy do Mikołaja są co roku, coraz skromniejsze.