Kilka razy zastanawiałam się już nad samym słowem kisić. W potocznej mowie oznacza przytrzymywanie czegoś, nawet chowanie i zbieranie w szufladzie na lepsze lub gorsze jutro albo pozostawienie czegoś w zapomnieniu na jakiś czas. Wszystko ma wg mnie delikatnie negatywne zabarwienie, takie zastojowe, ograniczające przestrzeń. Chodzi o zatrzymywanie naturalnego biegu rzeczy, tak jak tama wstrzymuje płynącą rzekę albo skały ograniczają rozszalałe fale oceanu. Są jeszcze inne mało przyjemne ograniczenia, można uchwycić motyla w dłonie żeby zachłannie cieszyć się jego pięknem albo uwięzić ptaka w złotej klatce żeby codziennie słuchać jego śpiewu – gwałcąc jego naturę, delikatność i umiłowanie wolności.
Z drugiej jednak strony kiszenie to też przytrzymywanie w słoiku, w odpowiedniej zalewie i na tyle długo żeby doszło do naturalnej fermentacji. Takie warzywa czy owoce nabierają specyficznie kwaśnego smaku który ma za zadanie przytrzymanie, nawilżenie, utrzymanie np. zarodka w macicy – stąd specyficzne „kwaśne” zachcianki w ciąży.
Natura jest piękna, uwielbia równowagę, zdrowy balans.
Niewielki dodatek kwaśnego smaku wpiera też ogień trawienny, czyli pomaga naszej gigantycznej machinie wewnętrznej w codziennej, bądź co bądź ciężkiej pracy. To wsparcie jest nieocenione, szczególnie, że dzięki produktom naturalnej fermentacji wytwarzane są wspierające prace jelit wesołe bakterie. Te bakterie są bardzo delikatne i wrażliwe, więc łatwo choćby pod wpływem stresu umierają pozostawiając nas bez ochrony i wsparcie. Jednym zdaniem, chcemy żeby było ich w nas jak najwięcej bo zadowolone jelita to szczęśliwy człowiek.
Dobrze zacząć od rana, moc będzie z Tobą przez cały dzień!
Na średni słoik (około 1l) kiszonej marchewki :
4-5 marchewek
3 łyżeczki różowej lub kamiennej soli
dwa ząbki czosnku
2-3 cm kawałek korzenia chrzanu
płaska łyżka suszonego kopru
liść laurowy lub w sezonie czereśni/dębu/porzeczki
Marchewki obieram, myję i kroję na cieniutkie plasterki. Słoik przelewam wrzątkiem, w kubku mieszam wrzątek z solą. Czosnek obieram, korzeń chrzanu myję.
Do słoika wkładam pokrojoną marchewkę, przyprawy, chrzan, czosnek, wymieszaną gorącą wodą z solą i dopełniam całość wrzątkiem. Zakręcam, niekoniecznie jakoś bardzo mocno i odstawiam na kilka dni.
Na pyszne tosty śniadaniowe :
kilka kromek chleba na zakwasie
masło orzechowe
kilka drobnych listków bazylii
Chleb grilluję lub podpiekam w tosterze, można pokusić się o wersję z patelni. Smaruję masłem orzechowym, układam plasterki kiszonej marchewki, doprawiam delikatnie pieprzem i serwuję z listkami bazylii.
U mnie słoik znika w przeciągu kilku dni, pomimo że kiszę różne warzywa i owoce – marchewki mają największe wzięcie u Hugisława, muszą znaleźć się w śniadaniówce szkolnej. Potrafi je nawet wyjadać prosto ze słoika, intuicyjnie wie co dobre!
Przepis inspirowany kampanią „Cisowianka. Gotujmy zdrowo – mniej soli”
Zobacz jeszcze
Super pomysł z tą kiszoną marchewką! Zastanawiam się tylko, czy nie trzeba czymś docisnąć tej marchewki żeby nie wypływała na wierzch i nie pleśniała?
Nie dociskam i jeszcze mi się nie zepsuła…nawet nie dała by rady bo znika nim się dobrze obejrzę 😉
Uwielbiam kiszoną marchewkę , robiłam już kilka rodzajów, zawsze pycha 😀 Ta twoja Maia, taka bardzo klasyczna, trzeba spróbować
Taką lubi Hugisław 🙂
Ten przepis bardzo mnie zachęca…nigdy wcześniej niczego nie kisiłam, ale uwielbiam wszystko, co kiszone. Mieszkam w Irlandii i nie do końca wiem czym mogę zastąpić chrzan:( pozdrawiam
Cześć Ptysiu 🙂 Spokojnie wrzuć kilka plasterków korzenia imbiru i czosnek. Pozdrawiam, Maia