Zioła stoją na parapecie kusząc swoim zapachem od pierwszego, porannego przeciągnięcia. Nie zwlekam zbyt długo, bo dni mam ostatnio wypełnione od bladego świtu po wieczorne mroki.
Dobrze, że mięta się soczyście uśmiecha. Pomiętoszę ją sobie odrobinę, nabierając świeżości i przekonania do gotowania.
Mam też pysznie ekologiczną włoszczyznę, bulwiasty imbir, świeże chilli połyskujące na czerwono. Już sam jego zapach mówi, o jego gorącym charakterze.
Zakręcony, ognisty drań. Choć, jak każdy ma dwa oblicza. Konsumowany z rozwagą wspomoże rozprzestrzenianie energii.
Znalazł się jeszcze seler naciowy, co prawa z importu, ale ekologiczny więc absolutnie zostanie włączony do składu. Zielonego nigdy za wiele, to nadrzędna zasada.
Zresztą zielone ciągnie mnie jak magnes, silny uwodziciel w chlorofilowym podkoszulku.
Magiczny zapach indyjskich przypraw, świeżego imbiru i słodkich warzyw rozpanoszył się na dobre. W brzuchu orkiestra wznowiła próbę, to chyba generalna. Grają już z całych sił, na poważnie.
W zespole:
4 marchewki
2 pietruszki
1/2 selera
dwie garście selera naciowego
1 por
łyżeczka kuminu
1/4 rozgniecionego pieprzu
5 cm kawałek świeżego imbiru (obranego)
5 plasterków czerwonego chilli
asofetida 1/4 łyżeczki
pół łyżeczki soli różowej lub kamiennej
szczypta sproszkowanego mango
łyżka masła klarowanego lub oliwy
garść mięty świeżej
garść estragonu
garść bazylii
woda
Warzywa obieram i kroję na niewielkie kawałki. Wrzucam do suchego garnka razem z przyprawami, imbirem, chili, solą i mango. Mieszam prażąc na niewielkim ogniu. Po około 5-8 minutach dokładam łyżkę masła klarowanego lub oliwy, świeże zioła i zalewam wodą powyżej warzyw. Gotuję przez 20 minut na średnim ogniu.
Wszystko razem miksuję na krem, serwuję z dodatkiem świeżych ziół. Można z małą grzanką lub podprażonymi pestkami słonecznika. Aha i nie można zapomnieć o szczypcie miłości!
Zobacz jeszcze