Pomidory za chwilę zostaną całkowicie wyparte przez dynie. Znikają ze straganów w zastraszającym tempie. Szkoda mi pomidorów, choć dynię też darzę miłością wielką. Zawsze gdy znika coś co lubię w danym sezonie jest mi trochę smutno, żeby za chwilę pocieszyć się czymś innym.
Nawet Pan który w pomidory włożył swoje serce rozkłada ręce i pakuje mi resztki swojej czerwonej produkcji.
Biorę wszystko co mu zostało, nie wybrzydzam. Cieszę się że w ogóle coś dla mnie ma.
Maszerując z lnianą torbą na ramieniu, wśród liści i w lekkiej mgle czuję się jak postać z filmu. Powietrze jest wilgotne, przez mleczną powłokę świat jest taki gładki. Przytulny nawet. Okrągłe słońce wygląda lekko nierealnie, jak naklejka na szybę albo ilustracja w książce. Szkoda, że nie grzeje już tak gorliwie jak kilka tygodni wcześniej.
Trzeba wykorzystać czas i człapać na piechotę albo mknąć na rowerze. Tak też robię. Idę na piechtę z czerwonymi pomidorami pod pachą.
Obiecałam w domu ugościć panią w czerwieni, chłopaki dopominają się strasznie. Wersja gęsta, rozgrzewająca i nawilżająca za razem. Ślinianki wyczuły już sprawę, wystarczyła myśl, takie są szybkie!
Ajurweda lubi pomidory, upatruje w nich pogromcę pasożytów, które nie przepadają za kwaśnym. Trzeba na jesieni zrównoważyć wychładzający charakter pomidorów, dodając pieprz, najlepiej świeżo mielony i odrobinę imbiru.
Będzie pysznie i mocno pomidorowo!
Skład :
1 kilogram pomidorów bez skórki
2-3 marchewki
1 pietruszka
2 łyżki oliwy z oliwek
3 ząbki czosnku
3 szalotki
szczypta tymianku
łyżeczka oregano
1/4 łyżeczki czarnego pieprzu (najlepiej świeżo zmielonego)
łyżeczka asofetidy
centymetrowy kawałek świeżego imbiru
1/2 łyżeczki różowej soli
1/2 wyciśniętej limonki
6 suszonych pomidorów
szczypta kozieradki
garść poszatkowanej bazylii
Warzywa obieram, kroję i wrzucam do garnka. Dodaję poszatkowaną szalotkę, czosnek, tymianek, pieprz, oregano, asofetidę i sól. Podsmażam chwilę, mieszając. Dodaję pokrojone, obrane świeże i za chwilę suszone pomidory, sok z połówki limonki, szczyptę kozieradki, świeżą bazylię,oliwę i kawałek imbiru w całości. Podsmażam wszystko, mieszając co jakiś czas przez około 15 minut a następnie zalewam wodą. Zupę gotuję aż soczyste pomidory się rozpadną a warzywa staną się przyjemnie miękkie.
Polecam do dekoracji grecką bazylię. Jest bardzo aromatyczna, ma drobne delikatne listki i białe kwiatki. Jest niezwykle efektowna i pachnie wręcz bosko.
Henryk do swojej wersji dokłada prawdziwą, grecką fetę. Nie powiem, ma to swój urok. Trochę podobny do delikatnej mgły za oknem.
Zobacz jeszcze
Dzień dobry. Moje pytanie dotyczy zupy gotowanej według pięciu przemian 🙂 zbożowo warzywnej lub ze strączkami dla dziecka. Moje dziecko będzie zostawać dłużej w przedszkolu i muszę je zaopatrzyć w zupę. Zastanawiam się czy lepiej ugotować zupę rano, wlać do szklanego termosu na pięć godzin i podać dziecku bez podgrzania, czy ugotować zupę wieczorem schłodzić w lodówce, rano wlać do termosu, przed podaniem zagotować i może dodać co z przemiany ziemi? Zawsze wszystkie posiłki gotowałam na bieżąco 🙂 nigdy nic nie odgrzewałam więc nie mam pojęcia jakie traktowanie dla zupy będzie lepsze. Pozdrawiam
Witam,
skoro piszesz że Twoja pociecha będzie dłużej w przedszkolu, czy to oznacza że będziesz dłużej pracować?
Bo jeśli tak, to ugotowałabym zupę wieczorem, zostawiła na kuchni, rano zapakowała w szklany pojemnik i poprosiła w przedszkolu o podgrzanie. Z podkreśleniem i ogromną prośbą żeby podgrzać na kuchni. Z wykluczeniem kuchenki mikrofalowej!
Pani dyrektor w przedszkolu chętnie wszystkim dzieciom serwowałaby taką zupę 🙂 ale rodzice oporni… więc dla dzieci catering a dla Antosia termos 😉
Z tego co zrozumiałam to zupy nie trzeba przechowywać w lodówce? A latem?
Osobiście wolę ugotować coś rano, czyli mam to wystudzić a dopiero potem przelać do termosu? Trzymanie gorącej zupy przez 5 godzin chyba nie jest zbyt dobrym pomysłem 😉 Panie podgrzeją na ogniu oczywiście 🙂
Do termosu możesz wlać gorącą zupę, jeśli wystygnie Panie podgrzeją 🙂