Są takie dni w miesiącu, dokładnie takie jak ten. Smaki są nieprzewidywalne i lekko zdziczałe.
Zupełnie jak ja. Nie staję w nierównej walce, poddaję się i płynę z nurtem.
Od rana inaczej. Na śniadanie congee z ogórkiem kiszonym i pieprzem by za chwilę przetrząsać szafkę w poszukiwaniu śliwek. Typowe, soczyście kobiece.
W głowie świta pomysł na całkiem czarne trufle złamane słonym smakiem. Połączenie tych smaków nie jest mi obce. Ślinię się na samą, szybko przebiegającą myśl.
Przyszykuję część teraz, by posmakować tej kulminacji jak wrócę do domu. Właśnie tak.
Chowam krem z karczochów, którym zamierzałam się przed chwilą napaść do nieprzytomności.
W ukłonie dla mojej rozgrzanej w tej chwili Wątroby zjadłam już połowę słoiczka. Niech ma, w prezencie. Co dobre dla niej, idealne dla mnie.
Esencja i krew potrzebują dziś mojego wsparcia. Będzie niezwykle smaczne, jak na naturalne lekarstwo przystało.
Zalewam wodą:
garść migdałów
garść nerkowców
4 daktyle suszone bez pestki
2 morele
2 śliwki suszone
suszony agrest łyżka
dodatkowo będzie potrzebny:
kardamon szczypta
orzechy makadamia rozgniecione w moździerzu
różowa sól ja daję grubą do każdej trufli po 2 lub jedno ziarenko
4 łyżki + jedna do obtoczeni bardzo gorzkiego kakao (polecam ekologiczne z dobrych ziaren kakaowca)
Wracam do domu. Odlewam wodę z orzechów i owoców. Do wyższego naczynia wsypuję kakao potem przekładam namoczone produkty i miksuję blenderem. Do zmiksowanej masy dodaję orzechy makadamia, cynamon, kardamon i mieszam łyżką.
Formuję w dłoniach kulkę do środka której wkładam sól. Część obtaczam solidnie w pyle kakaowym a część zostawiam „surowe”.
Są słodkie, z wyczuwalnymi, chrupiącymi orzechami i drobiną soli. Dokładnie o to mi chodziło!
Zobacz jeszcze