Desery

Kruche ciasto z kawowym kremem dyniowym, ze szczyptą soli.

Po bokach kruche, niemal wrażliwe, w kolorze głębokiej czekolady. W środku słodkie, delikatne, przyjemnie kremowe, chętnie przełamane nieco słonym smakiem sny pożerały mnie nieśpiesznie. Tuż przed świtem mieszkam pomiędzy dwoma światami, w miejscu, gdzie podświadomość karmi swoją magią to co dotykalne.

To ten moment, kiedy jeszcze śpię a do głowy zaczynają zakradać się odgłosy z zewnątrz, czasami wścibskie promienie światła przeciskają się przez jeszcze zamknięte powieki. Radocha przeciąga się i przeraźliwie głośno ziewa, gołębie, całkiem bez obciachu dyskutują na parapecie, tupiąc przy tym niemiłosiernie jakby chodziły na szpilkach.

Jeszcze walczę, z całych sił chcę zostać i wykołysać się porządnie w tej magicznej, słodkiej krainie obsypanej pyłem kakaowym i dziką, grubą, morską solą. Wyciągam palec i zanurzam go z rozkoszą w słodkim, delikatnie tłuściutkim kremie. Jest tak przyjemnie gładki, że nie mogę przestać go dotykać – rysuję kolejną ósemkę, zakręcam i wyciągam solidną porcję słodyczy nabraną na wskazujący palec. Powoli zbliżam go ust, cudowny zapach kawy wdziera mi się namiętnie do nosa, przełykam pośpiesznie ślinę i wiadomo…budzę się z zaślinioną poduszką i piłeczką Radochy pod brodą.

Jeszcze chyba nigdy nie dokończyłam jedzenia we śnie, te tylko kuszą, pokazują, dają podotykać a potem pstryk, pobudka i dziękujemy tej pani.

Przecieram oczy, w brzuchu od razu mi burczy – sama nie wiem czy bardziej na ciasto, krem czy na kawę. Wstaję i idę prosto do kuchni, Radocha jest tam przede mną i ostentacyjnie trzyma pustą miskę w zębach. Zaglądam do lodówki, potem do szuflady i szafki, nie ma zawodnika który powstrzyma mnie od zrobienia tego co mi się przed chwilą przyśniło…nie dam się pozbawić tej słodkiej rozkoszy.

Intuicyjnie wiem, że to będzie dobre, odżywcze i wspierające ciasto.

Domowe masło orzechowe lubi się bardzo z nerkami, szczególnie w zimie takie cięższe, słodkie i ziemiste smaki są jak dodatkowa dawka energii. Oczywiście nie wspominając już o cudownych daktylach na krew. Dobre słodkie spełnienie marzeń!

Wyciągam końcówkę dyni, którą Hugo ozdabiał w szkole, resztkę masła orzechowego, mąkę, gorzkie kakao i olej orzechowy. Zagniatam kruche ciasto, wstawiam do lodówki i ubieram się, bo nakarmiona Radocha chciała by zwiedzić świat a ja potrzebuję do mojego przepisu dobrej kawy z pobliskiej kawiarni. Lubię takie podniecone poranki, jedzenie mnie ewidentnie dobrze nakręca.

 

ciasto_1

 

Cudownie, niech się dzieje magia #mynowaste!

 

 

na ciasto:

niepełna szklanka mąki orkiszowej
czubata łyżka masło klarowanego
1 łyżka gorzkiego kakao
około 1/3 szklanki mleka migdałowego
łyżka cukru kokosowego

na krem:

12-14 wypestkowanych daktyli
1/4 średniej dyni delikatnie podprażonej w garnku
3 czubate łyżki masła orzechowego (moje było z miksu orzechów)
2-3 łyżki oleju orzechowego
espresso, może być podwójne
około 1/3 szklanki wody
sól morska do posypania na koniec

Składniki na ciasto zagniatam i wstawiam na około 30 minut do lodówki. Mniej więcej tyle zajął mi spacer z Radochą i przyniesienie kawy.
Wyciągam ciasto z lodówki, rozwałkowuję cienko i wykładam nim małą tortownicę (16 cm średnicy), dociskając porządnie spód i brzegi. Nadmiar ciasta odcinam, ponownie ugniatam, rozwałkowuję i wycinam małe listki, które upiekę obok na blasze wyściełanej papierem.

 

ciasto_3

 

Spód ciasta nakłuwam widelcem i wstawiam do nagrzanego piekarnika na około 25 minut (180-200 stopni, grzałka góra i dół). Ponieważ jest ciemnobrązowe, sprawdzam czy jest wystarczające upieczone, delikatnie odłamując kawałek lub wcinając jeden, mały listek który wycięłam z nadmiaru ciasta. Można nimi udekorować ciasto albo po prostu pożreć samodzielnie.

Upieczone ciasto, wystawiam do przestygnięcia, będę je przecież faszerować moim dyniowym kremem!

Daktyle, dynię, masło orzechowe i kawę miksuję dobrym blenderem na gładką masę, dodaję olej orzechowy i miksuję podlewając w trakcie całość wodą. Chodzi o to, żeby uzyskać całkowicie gładką, delikatną i napowietrzoną masę. Kremowa masa powinna być wystarczająco gęsta, więc dolewam wodę etapami. Gotową, cudownie kawową i słodką wykładam do przestygniętego, kruchego ciasta, wierzch posypując kawałkami soli morskiej.

 

ciasto_5

 

Ciasto serwuję lekko schłodzone, lepiej się po prostu kroi. Część kremu zjadłam z garnka, spełniając swoją poranną fantazję. Jeśli nie będziesz podjadać krem powinien wypełnić kruchy szkielet po brzegi, nawet jeśli tak się nie stanie, nie przejmuj się, wygląda równie kusząco z głęboko czekoladowym, kruchym rantem.

 

ciasto_2

 

Aaaa i lubię kiedy rant jest nieco dziki, nierówno zawadiacki. Taki czekoladowy, nieokrzesany łobuziak!

 

ciasto_6

0