Grudzień zamyka i otwiera za razem.
W grudniu jest różnie i to nie o pogodę na zewnątrz mi chodzi. Rożnie wychodzą podsumowania przeszłych miesięcy, w niektórych przypadkach nawet lat – jestem dokładnie w miejscu w którym przyglądam się temu co było, analizuję i próbuję wyciągnąć konstruktywne wnioski na nowe. Nowy rok, nowy etap, nowy dzień.
Prawda jest taka, że rzeczy najprostsze często okazują się jednak trudne. To pewnie kwestia podejścia i myślę że też tego, jak myśli układają się w głowie.
Jedz dobrze, myśl dobrze.
Mogą tworzyć jasne, szerokie i przyjazne przestrzenie. Słoneczne drogowskazy, w kolorze soczystej gruszki. Takie, które dopingują, mówią że potrafię, że dam radę, że mogę a nawet powinnam sięgać dalej i coraz wyżej. Takie które pozwalają mi głęboko oddychać a przy okazji pewnie stąpać po ziemi, sprawiając, że to co niewidoczne i nieosiągalne mogę dokładnie obejrzeć a nawet dotknąć. Bez tego w końcu nie wiadomo czy to jest to, czy tego właśnie chcę na teraz, na najbliższe jutro. Bez próbowania, nie da się niczego nauczyć, sprawdzić, ułożyć, nawet jeśli przy okazji przyjdzie mi się oparzyć albo przez przypadek skaleczyć.
Jestem, żeby doświadczać.
Badam łapczywie struktury, zapachy i smaki. Patrzę jak jedwabiste ciasto spływa z kawałka gruszki niczym jedwabna koszula spływa z piegowatego ramienia albo może niczym nie skrępowana wiruje w rytm kołyszących się w tańcu bioder. Zmysłowy, delikatny materiał przy każdym ruchu muska ciało, przybliża się i za chwilę oddala nie zdradzając tym samym zbyt dużo na raz. Odrobina tajemniczości jeszcze nikomu nie zaszkodziła.
Potem ciepło sprawia, że ciasto przylega mocno do gruszki, obejmuje ją i nie ma zamiaru już wypuścić jej z rąk. Zarumienioną, wyciągam z patelni, obsypuję gniecionymi pistacjami, polewam miodem i smakuję tej miłości nieśpiesznie.
Nie da się ukryć, że kobiecość zmienia się i ewaluuje, cały czas, bez przystanku. Jedno jest w niej pewne, zawsze jest kusząca, nieco niebezpieczna i smakuje jak nie wiem co na świecie. Słodka, trochę kwaśna, ostra, delikatna i chrupiąca.
Spróbujesz? Bardzo proszę, zrób sobie dziś prostą przyjemność!
Prosty przepis na weekendowe śniadanie, gruszka w cieście orkiszowym
2-3 dojrzałe, mniejsze gruszki
sok wyciśnięty z 1 cytryny
1/2 szklanki mleka orzechowego
3/4 szklanki mąki orkiszowej typ 700
szczypta soli
łyżeczka syropu klonowego
1/3 łyżeczki przyprawy piernikowej lub masala tea
2 łyżeczki masła klarowanego
do serwisu
garść orzeszków pistacjowych
miód
listki mięty lub bazylii
Gruszki myję i kroję na dość grube plastry po długości. Cytrynę roluję na blacie, kroję na połówki, wyciskam z niej sok do miski i wkładam pokrojone gruszki.
Mąkę, mleko i przyprawę piernikową mieszam rózgą. Dodaję roztopione masło klarowane, syrop klonowy i sól.
Patelnię rozgrzewam, czasem smaruję odrobiną masła klarowanego.
Gruszki po kolei moczę w gęstym cieście i wykładam na rozgrzaną patelnię, smażę z obu stron aż się pięknie zarumienią.
Podaję na ciepło z podprażonymi delikatnie orzeszkami pistacjowymi, miodem, drobnymi listkami mięty lub bazylii i koniecznie w satynowej koszuli…chyba, że nie jesteście sami to może być przyjemnie gruby sweter.
p.s czekam na wieści jak poszło, można zjeść wszystko samemu…czemu nie 😉
Zobacz jeszcze
Zrobiłam, spróbowałam… rozkosz i cudowności! Już wiem, co będzie dzisiaj na podwieczorek, kiedy domownicy wrócą z pracy i przedszkola (pierwszą porcją, zjedzoną na drugie śniadanie, rozkoszowałam się jeszcze sama 🙂 )
Cudownie!!!! Właśnie wrzuciłam boski bios z brukselki, koniecznie zobacz bo wyszedł rewelacyjny!
Interesujący przepis i odpowiednio opisany. Dzięki serdeczne. Postaram się go przetestować.
W takim razie czekam na wieści i pozdrawiam,
Maia