Jestem niepokorna, kręcona, korci mnie żeby coś zmienić, przeinaczyć. Specjalnie wybieram trochę inną drogę, zmieniam się o mikro doświadczenie czy przekonanie. Testuję swoje przyzwyczajenia, pozbywam się czegoś – co nie zawsze jest proste, żeby przyjąć na pokład nowe. Zdarza się, że miotam się jak ćma przy rozpalonym świetle, nie wiem czego chcę, szukam, pytam się siebie o przyczynę czy rozwiązanie. Cel jest oczywiście ważny, ale to często sama droga, która do niego prowadzi, jest odpowiedzią a sam cel zmienia się nie do poznania.
To co było ważne wczoraj, dziś nie ma znaczenia. Zbytnie przywiązanie czy sztywność nie jest wskazana. Po drugiej stronie lustra jest zapewne bardzo zabawnie. Doświadczanie, delektowanie się – to jest prawdziwa przyczyna. To jest szczęście, tak blisko, tak zwyczajnie.
Na zrozumienie trzeba poczekać, krok do przodu, dwa kroki w tył. Życie chciałabym jeść małą, srebrną łyżeczką, najlepiej taką starą z duszą. Jak wyrafinowany deser, albo długo gotowany rosół – nie nachalnie, zostając z odrobiną niedosytu i chęcią na więcej.
Drobna zmiana, trochę fioletowego, podprażone orzechy i świeża kolendra. Rozgrzewające, wzmacniające, lekko strawne, pyszne. Znane i nieznane. Rosół, wegetariański z orkiszowym makaronem. Szczególnie teraz, kiedy zimno i ciemno. Nerki będą wdzięczne.
Co wykorzystałam:
cała włoszczyzna (ekologiczna)
1 pasternak
3 ziemniaki fioletowe
2 łyżki masła klarowanego
1 opalona cebula
2 ząbki czosnku
1/4 łyżeczki ziaren kolendry
3 całe ziarna pieprzu
kilka ziaren kopru włoskiego
plasterek imbiru bez skóry
świeży lubczyk kilka gałązek
szczypta kurkumy
2 liście laurowe
szczypta różowej soli
kilka listków natki pietruszki
łyżeczka sosu sojowego tamari (opcjonalnie na talerz)
garść orzechów włoskich
garść świeżej kolendry
makaron orkiszowy/ryżowy – ugotowany zgodnie z instrukcją na opakowaniu (opcjonalnie).
Włoszczyznę, pasternak, ziemniaki obieram myję i kroję na niewielkie kawałki. Cebulę obieram i opalam delikatnie nad ogniem. Czosnek gniotę, obieram i kroję. Obieram kawałek imbiru i kroję średniej grubości plaster.
W garnku rozgrzewam czubatą łyżkę masła klarowanego, dodaję pokrojone warzywa zaczynając od słodkich a kończąc na porze, dodaję czosnek, nasiona kolendry, koper włoski, pieprz, liście laurowe i plaster imbiru. Podsmażam tak warzywa przez około 5-10 minut mieszając. Następnie zalewam je wodą, zagotowuję, dodaję natkę, szczyptę kurkumy, świeży lubczyk i gotuję przez minimum 30 minut na niewielkim ogniu. Czym dłużej się gotuje, tym więcej smaku i mocy nabiera. W razie potrzeby, dolewam wrzącej wody.
Orzechy podprażam na klarowanym maśle do momentu aż staną się złote i będą pięknie pachniały.
Gotową zupę serwuję z pełnoziarnistym makaronem, posypaną świeżo uprażonymi orzechami, świeża kolendrą i opcjonalnie z odrobiną dobrego sosu sojowego. Jak kto lubi, ja biorę na gęsto. W tej zupie jest prawdziwa moc!
Przepis inspirowany kampanią „ „Cisowianka. Gotujmy zdrowo – mniej soli”.
Zobacz jeszcze
Chętnie bym zjadła taki kolorowy i ciepły rosół w poniedziałkowy poranek. Ale gdzie kupić fioletowe ziemniaki? Hmm, chyba u mnie w mieście nie są osiągalne, zamienię je na zwykłe.
Ja kupiłam w ekologicznym, ale można kupić pod hasłem czarne ziemniaki choćby w fortecy 🙂