Słońce dopieszczało całą niedzielę. Cudowne to, promienie wślizgują się w każdą szczelinę, penetrują i dokarmiają dobrymi myślami – nawet tych co nie bardzo chcą. Trudno w to uwierzyć że ktoś może nie chcieć, a jednak zdarzają się takie lekko przykurzone przypadki co wolą widzieć ciemność. Niech i tak będzie, wszystko to kwestia wyboru.
Świat jest dwoisty ze swojej natury. Dobrze i źle funkcjonuje dzięki sobie nawzajem, zupełnie jak światłem mogę cieszyć się do woli tylko dla tego że gdzieś istnieje mrok. Ta ciemność przychodzi czasem do mnie, oblepia mnie i przynosi w prezencie smutek. Początkowo nie chcę wziąć takiego podarunku, w końcu życie jest fajne a ja nie chcę tej mojej fajności brudzić smętnymi myślami. Opieram się, odwracam oczy z nadzieją, że jak przestanę patrzeć, niechciany pakunek sam niezauważalnie zniknie. Ponieważ nie znika, rozrywam powoli papier i zaglądam do środka. Przez dziurę w papierze zaczyna zaglądać do środka światło, widzę kolorowe części które chcą być ułożone w jedną i spójną całość. Kłopot w tym, że nadawca zapomniał wrzucić instrukcję porządkującą kolejność, kształt i pogląd na to co ma powstać, za to wcisnął nabazgraną odręcznie, mało czytelną kartkę „sama wiesz co dalej”.
No i pięknie, wiem że nic nie wiem. Poczekam spokojnie, aż się rozjaśni.
Ze świeżym, zielonym bobem jakoś pchnę sprawy powoli do przodu. W kuchni chętnie pomieszkuje miłość, teraz w rytmie starego „Conga” Glorii Estefan wyzwala szaleńczo mój potencjał. Polecam, muzyka bezpośrednio dotyka duszy, uchylam jej więc ochoczo okno i wiruję z miską w ręku. Rozwiązanie samo się napatoczy, skuszone zapachem pieczonego bobu i pomarańczy.
W misce:
pół kilo świeżego bobu
szczypta czerwonego pieprzu
szczypta świeżo mielonego czarnego pieprzu
szczypta różowej soli – można z niej spokojnie zrezygnować
1/4 czerwonej pomarańczy
szczypta utartej skórki pomarańczowej
garść świeżego oregano
opcjonalnie masło klarowane lub olej rzepakowy
Rozgrzewam piekarnik, nastawiam go na temperaturę 210 stopni.
Pomarańczę myję, kroję na 4 i ucieram skórkę z części pomarańczy.
Bób myję i wykładam na formę do tarty lub zwykłą blachę do pieczenia. Dla chętnych można ją wysmarować masłem klarowanym lub olejem rzepakowym . Czerwony pieprz rozgniatam w palcach i posypuję bób, następnie czarny pieprz i odrobinę soli. Sokiem wyciśniętym z 1/4 czerwonej pomarańczy skrapiam całość, posypuję skórką i świeżym oregano. Przykrywam pokrywką lub folią aluminiową, tak żeby nie dotykała do jedzenia i wstawiam na około 40 minut do piekarnika.
Bób powinien się pięknie podpiec, młody i mały można zjeść ze skórką – szczególnie chrupiącą. Większy polecam obrać.
Pieczony, zielony z pomarańczową nutą. Pyszny.
Przepis inspirowany kampanią „Cisowianka. Gotujmy zdrowo – mniej soli”
Zobacz jeszcze
rewelacyjnie brzmi to połączenie, nigdy nie próbowałam też piec bobu. spróbuję, zaraportuję 🙂
koniecznie !!
No to wjechał do piekarnika 🙂 Dodałam szczyptę cynamonu, bo bardzo lubię to połączenie 🙂
jakie wrażenia?
Nigdy wcześniej nie jadłam pieczonego bobu, wyszedł przepyszny!
fajnie że Ci smakował, mam jeszcze jeden prosty przepis w zanadrzu 😉