Cudownie jest się zatopić w naturę, tak złączyć się z nią zwyczajnie, pooddychać ptakami i szumiącym wiatrem, wejść w jej rytm, na nowo i zupełnie naturalnie. Stopy, całkiem naturalnie, chcą dotykać trawy, chcą zatapiać się w ciepłym piasku i rozpływać na kamieniach. Dłonie za to też lubią dotykać, badać i smakować w ten sposób rzeczywistość. Niemal doznają rozkoszy muskając rozgrzaną skórkę dojrzałych pomidorów na krzaku, intuicyjnie wyszukując tych obłych kształtów pomiędzy pachnącymi, gęstymi listkami. Wgryzam się w tego pomidora bez opamiętania, w tym samym czasie wciągając łapczywie nosem zapach słońca i posmak letniego wiatru ukrytego w soczystym miąższu a nawet czai się tuż pod skórką i w zagłębieniu po zielonej szypułce. Nadmiar soku wypływa zuchwale z kącika ust i figlarnie wędruje w dół, po szczęce, zagłębieniu szyi i dalej, w dół zapędza się głęboko w odkryty jeszcze dekolt. To takie przyjemne, bezkarnie ubrudzić się jedzeniem, utytłać czerwonym sokiem ręce zupełnie się tym nie przejmując – w końcu najważniejsze w tej krótkiej chwili jest smakowanie zastanej rzeczywistości.
Dobre jedzenie to prawdziwa frajda!
Tekstury, smaki, temperatura i zapachy przenikają się wzajemnie a nawet dopełniają się naturalnie, tak jak nas uzupełnia natura. Zwykłe rzeczy są przecież niezwykłe, tylko często nie mamy czasu się im przyjrzeć z bliska, na spokojnie posmakować i zatopić się w nie, jakby stanowiły z nami jedną całość. Piękną i dojrzałą pełnię, jak te zwykłe pomidory zwisające z krzaka.
To zadziwiające jak daleko tych skrawków potrafimy być, pooddzielani szybami samochodów, w dźwiękach ze słuchawek mkniemy w pośpiechu zupełnie nie wiadomo gdzie, gubiąc po drodze sens, oddech, połączenie z naturą i ze sobą nawzajem. Czym bardziej się zamykasz, uciekasz przed naturą, tym bardziej zagłuszasz swój instynkt, jedyny w świecie potencjał którym dysponujesz. To trochę tak, jak zamknięta w starym kredensie opowieść albo słoik z dżemem czy fajną kiszonką o której zapomniał świat – nikt nie będzie w stanie posmakować tej słodyczy, czy kiszonej wrażliwości.
Naprawdę warto się porządnie spocić i pobrudzić, to pobudza, porusza krew i odświeża myśli a więc zatrzymaj się, zerwij pomidora z krzaka a potem zjedz go jakby wszystko inne przestało na chwilę istnieć. Nie ważne czy to duży, mięsisty „Gargamel” czy maleńki i twardy pomidorek koktajlowy, zanurz w nim zmysły, powąchaj, ubrudź palce, zbliż się do swoich korzeni. Potrzebujesz tego bardziej niż Ci się wydaje.
Wyhoduj swoje jedzenie, nic tak nie cieszy jak własny pomidor zerwany z krzaka.
Klękam na ziemi tuż za domem, tu gdzie rozsiały się małe i nieziemsko soczyste pomidory. Pomiędzy nimi, z wyjedzonych wcześniej kawałków i pestek wyrosły arbuzy a nawet małe melony i dynie. Wystarczyło tylko kilka obgryzionych kawałków, garść przejrzałych pomidorów, trochę zawieruszonych pestek i w miejscu naturalnego kompostownika sam urodził się ogród. Tak naprawdę coś z niczego, naturalny #mynowaste z którego teraz mogę czerpać garściami.
Z szerokim uśmiechem na ustach obrywam pomidorki i przekładam do wiaderka, z części zrobię pachnącą latem, kruchą tartę pomidorową a resztę, tę twardszą ukiszę. Najchętniej z cytryną, rozmarynem, czosnkiem i łyżką miodu z pasieki w Water&Wine – tam też kocha się naturę, ziemię, dobre jedzenie i…pomidory. W przy restauracyjnej szklarni, pysznią się różne odmiany, kształty i kolory a w piwniczce, na półkach stoją grzecznie w rzędach pulpy pomidorowe, ketchupy, sałatki i moje ulubione kiszonki.
Przepis na kiszone pomidory koktajlowe z cytryną i rozmarynem.
3 szklanki małych, twardszych pomidorów
1/2 cytryny ze skórką
dwie gałązki świeżego rozmarynu
łyżka miodu
czubata łyżka różowej soli
2 ząbki czosnku
woda i szczere chęci
Pomidory przepłukuję na sicie, obieram z szypułek i przekładam do słoika. Cytrynę kroję na pół, czyli na dwie ćwiartki, wkładam ją do słoja z pomidorami, dodaję gałązki rozmarynu i czosnek. Rozrabiam sól z ciepłą wodą, dolewam chłodniejszej, całość mieszam dokładnie z łyżką miodu i zalewam mieszanką pomidory. Lekko zakręcone odstawiam na tydzień lub dwa w ciepłe miejsce. Można pomidory delikatnie przycisnąć spodkiem, żeby nie wystawały z zalewy, podobnie jak robi się to z ogórkami które kisi się w otwartych słojach lub kamionkach a potem zjada się je niemal na bieżąco. Osobiście lubię kiszonki podjadać na różnych stadiach kiszenia, zaczynam już niemal drugiego lub trzeciego dnia, po prostu lubię smakować powoli zmian jakie w nich zachodzą. Jedyne o czym przy podżeraniu trzeba pamiętać, to zawsze czysta, nie oblizywana wcześniej łyżka – tylko tyle, albo aż tyle.
p.s czekam na wieści z pomidorowego frontu, może od Ciebie też się czegoś fajnego nauczę?
xo Maia
Zobacz jeszcze
Ja co roku robię moją „podróbkę’Ajwaru, sos pomidorowy z pieczoną dynią, papryką i cukinią.
Schodzi w ilościach hurtowych… Zazwyczaj nie ma szans doczekać stycznia 😀
Nie wątpię, brzmi cudownie!!!
Proszę podać przepis 😀
Ogólnie ciężko podać konkretny przepis bo większość robię na oko:)ale na kg pomidorów przypada 2,5 kg dyni/cukini plus 4/5 Papryk,cebula i czosnek ,doprawiam wędzoną papryką, solą i pieprzem(czasem mieloną czarnuszką. piekę wszyskie warzywa poza pomidorami na blasze,a potem przerzucam do brytfanki i zalewam pomidorami, które najpierw blenduję. Chwilę duszę, miksuję blenderem i wekuję:)
dziękiiii!!!
Dzień dobry,
Jak duży jest Pani słoik? Pozdrawiam 🙂
dzień dobry, ma ponad litr, jest nieco nietypowy…
Dziękuję za odpowiedź.