To nie był mój najlepszy dzień. Tak po prostu, splot różnych wydarzeń skołdunił się i zamiast okazałego warkocza powstał gruby, niesforny dred. Jeśli mam być szczera wolę warkocze a najchętniej końskie ogony, takie wesołe, gęste i bujające się na boki w rytm zadowolonych kroków. W końcu świat jest kolorowy, słoneczny, pełny dobrej energii, nawet jeśli aktualnie deszcz spływa mi po piegowatym nosie i wpakowałam się właśnie po kostki w kałuże. Co robić, otrzepuję się i lecę dalej w ramiona wszystkiego co może mnie spotkać. Grunt to doświadczać, czuć, być.
Takie dni, zupełnie nie fajne na marginesie, pozwalają doceniać drobne przyjemności. Zwyczajność jest jak najbardziej pożądana, promienie słońca, cisza, ciepła herbata z różą. To tak jakby na nowo się człowiek budował, powstawał odrodzony, silniejszy. Przypomina mi to przesilenie po którym następuje oczyszczenie i miejsce na nowe.
Dopieszczę swoje serce smakiem różanym, uspokoi mnie i wyciszy. Orkisz idealny na tę porę – lekko kwaśne, stare zboże, przyjemnie wspomaga jakże emocjonalną Wątrobę. W połączeniu z różą, czarną porzeczką i rozmarynem będą idealnym balsamem na wszelkie smutki i to jeszcze lekko strawnym. Taki będzie tegoroczny mazurek, trochę inny, lekki, różany z porzeczkową nutą i ogromnym uśmiechem!
Co będzie potrzebne na średniej wielkości tartę:
spód
niepełna szklanka mąki orkiszowej (typ 1100)
szczypta zielonej herbaty w pudrze
2 łyżki migdałów rozdrobnionych
łyżka cukru trzcinowego
2 łyżki masła klarowanego lub oleju kokosowego
1/4 szklanki mleka migdałowego lub wody
wierzch:
szklanka mleka migdałowego
łyżka wody różanej
8 suszonych pączków róży
odrobina kardamonu
4-5 łyżek kaszy manny orkiszowej
łyżka utartego cukru trzcinowego
4 łyżki domowego dżemu z czarnej porzeczki z rozmarynem lub innego kwaśniejszego i o pięknym kolorze
i duuużo serca!
Wszystkie składniki na spód mieszam w misce i wyrabiam dobrze ciasto. Mleko dolewam powoli, czasami wystarczy połowa tego co mam. Wałkuję dosyć cienko i wykładam nim formę do tarty, dokładnie wykładając brzegi. Wstawiam do nagrzanego piekarnika (180 stopni) i piekę około 10-15 minut.
W tym czasie w rondelku rozgrzewam mleko migdałowe z cukrem, wkruszam 5 małych, suszonych różyczek, dodaję maleńką szczyptę kardamonu, wodę różaną i wsypuję powoli manną orkiszową cały czas mieszając. Zagotowuję i zestawiam do przestygnięcia.
Na podpieczony spód smaruję dżem porzeczkowy, dokładnie go rozprowadzając następnie wylewam masę różaną na całą tartę.
Całość trafia na 10 minut do pieca, ale uwaga – trzeba uważać żeby nie zrobił się na wierzchu kożuch. Gotową posypuję pozostałymi rozkruszonymi płatkami róży i dekoruję całymi pączkami.
Smacznych świąt, rodzinnych, przyjaznych – w takiej atmosferze najpiękniej się wzrasta i mokrego, oczyszczającego dyngusa z uśmiechem. Cieszę się że jesteście. Dziękuję.
Przepis inspirowany kampanią „ „Cisowianka. Gotujmy zdrowo – mniej soli”
Zobacz jeszcze
gdzie można dostać pączki róży?
W herbaciarniach powinny być bez problemu. Pięknych Świąt 🙂